OR Katowice – 10-lecie

Na wstępie jestem zmuszona zaznaczyć pewną kwestię, gdyż w dalszej części, jak się Państwo zorientują, ta informacja będzie wielce przydatna. Musimy na moment cofnąć się w przeszłość. Otóż jakiś czas temu pewna kobieta zapragnęła mieć dziecko. Pewnego pięknego dnia lub nocy 1978 roku pańskiego wprowadza w życie swoje pragnienia. W wyniku wielkich próśb do Najwyższego i wielu innych zabiegów pochodnych w 1979 roku przychodzi na świat Jej pierworodne dziecię. Wyczekiwano z niecierpliwością całe długie miesiące na syna Jacka, aż w 9 miesiącu swój bieg przez życie wyciem w niebo głosy rozpoczyna Magdalena, pierwsze i ostatnie dziecko w życiu owej Damy.

Magda ma dziś 28 lat i nadal jest nieznośna, aczkolwiek trochę już bardziej doświadczona, chociażby przez miły fakt i dostąpienie zaszczytu wzięcia udziału w uroczystych obchodach 10-lecia POL-ILKO Oddziału Katowickiego zorganizowanego przez Zarząd Oddziału w Katowicach. Dla dziewczyny, która w kwietniu tego roku poddaje się operacji i zaczyna dopiero romans ze stomią, która nie wie jeszcze nic o "przeciwniku" - tak nazywa na początku stomię - wyłania się nagle i niespodziewanie możliwość spotkania ludzi podobnie "romansujących", z tym, że już dużo dłużej.

Gdy ów naturszczyk, który w życiu nie poznał stomika, dostaje propozycję wyjazdu na spotkanie, gdzie może ich spotkać w liczbie nawet 50, waha się jeszcze bardziej niż grzesznik przed pójściem do spowiedzi, bo nieszczęście i użalanie w postaci jednego stomika można znieść, ale w liczbie 50 jęczących na swój los raczej jest już nie do przeżycia, nawet dla najbardziej wytrwałych.

W głowie kołaczą się nieustannie myśli, podobne do tych tuż z przed i po operacji. Czy ci ludzie, kiedy usłyszeli "wyrok" pt. stomia, wiedzą, jak w ogóle wygląda życie z nią i czy w ogóle jakoś wygląda? Czy ci ludzie mają marzenia? Czy ci ludzie są już na tyle zgorzkniali, że marzą o jednym - by zejść z tego świata? Czy ci ludzie są tak posępni, że nie może równać się z nimi żaden polityk? Czy ci ludzie żyją w getcie pt. własne cztery ściany i dawno już zapomnieli, jak wspaniale potrafi smakować świat? Czy ci ludzie mają jeszcze zmysły, którymi są w stanie chłonąć każdą chwilę, która może wysublimowanie nakarmić ich ducha? Czy ci ludzie w ogóle jeszcze chcą coś odczuwać? Zapewne są zgryźliwymi tetrykami, tak jak już prawie ja, bo jak można żyć, podkreślam żyć, nie egzystować, z jelitem wyciągniętym na brzuch, bawić się w wyklejanki, jak w przedszkolu tyle że tu już nie na kartonie, tylko na własnym ciele i jeszcze na dokładkę uśmiechać się przy tym?! Nie do wykonania!!!

Milion pytań w głowie i, jak zwykle w życiu, żadnej odpowiedzi Ale jak się okazało, do czasu. W zasadzie w ostatniej chwili decyduję sie na wyjazd. Jedzie 400 km z obcym facetem (!) - stomikiem, którego poznała przypadkiem kiedyś na chwilę. I co z tego że stomik? Może jest tak zdesperowany i zdruzgotany tą swoją nieszczęsną stomią, że chce wyładować swoją frustrację na tej delikatnej i niewinnej istocie? Tego nie wiedziała, ale zaryzykowała.

Pewnego pięknego wieczora wyrusza w poszukiwaniu odpowiedzi na milion swoich pytań. Po nocy spędzonej w pociągu otwiera się przed nią świat, jaki żył dotychczas jedynie w jej wyobraźni. Ów świat, czytaj żywi i o dziwo uśmiechający się stomicy, jawią się jej oczom już realnie i pierwsze wrażenie, jakie ma w swej głowie do dziś to parę uśmiechniętych i rozpromienionych od ucha do ucha twarzy. Zaraz, pomyślała, czy oni wygrali przed chwilą 6-tkę w totka, czy co, że uśmiech nie schodzi im z twarzy? Czas rozwiązał pierwszą zagadkę i pierwsze pytanie. Ci ludzie cieszyli się, jak dzieci cieszą się szczerze, gdy dostaną wymarzoną zabawkę. Ci ludzie radośni i pogodni wbrew moim przypuszczeniom i wyobrażeniom potrafią się cieszyć.

Doznałam czegoś w rodzaju szoku. Ci ludzie, którzy mieli mieć ponure miny i jedyne, co mieli potrafić to narzekać, cieszą się możliwością spędzenia ze sobą wspólnie czasu. Mimo tego, co ujrzałam na własne oczy, byłam jeszcze sceptyczna. Wszystkie moje wątpliwości rozwiały kolejne dni, kolejne wieczory, popołudnia i poranki, gdy obserwowałam, jacy ci ludzie są w rzeczywistości, nie już w moich wyobrażeniach. Jak funkcjonują, a przede wszystkim, jak potrafią cieszyć się życiem. Od bardzo dawna zobaczyłam po raz pierwszy, jak ludzie mimo przeżyć i takich doświadczeń żyją pełnią życia, a nie egzystują jak wielu zdrowych Polaków. Moje wyobrażenia zaczęły się rozsypywać jak domki z kart. Ludzie, nierzadko około 50, którzy mieli być ponurakami, bawią się, jak niejeden młodzieniec na hucznej imprezie. 28-latka uzmysłowiła sobie, że ci ludzie potrafią bawić się lepiej od niej. Tańczą, śpiewają, opowiadają sobie dowcipy, z których do dziś się śmieje do łez, łapią chyba ten dzień dwa razy mocniej niż przeciętny szary obywatel.

Nie znajduję dziś słów, którymi można podziękować za tak piękne przeżycia i doświadczenia, za to, co mogłam zobaczyć i usłyszeć, za to, że mogłam poczuć, jakim ciepłem otaczają i zarażają ludzi wokół siebie. Nie ma takich słów na określenie tego, jakie emocje ci ludzie wzbudzają w innych. Mogę śmiało powiedzieć i z pełną świadomością, że tego, co przeżyłam w te 3 dni, nie przeżyłam nigdy. Dziękuje WSZYSTKIM razem i z osobna. Dziś uśmiecham się jedynie do moich dawnych wyobrażeń i zakończę powiedzeniem pewnego szacownego stomika, a naszego przyjaciela Czecha Ważki Bartka, które oddaje istotę rzeczy. Otóż: "smutny stomik to martwy stomik". Dziś już to wiem... 🙂

PS. artykuł nie miałby miejsca, gdyby nie przeżycia autorki, do których przyczynili się Stach Majewski z Lublina, który wpadł na pomysł pokazania sceptykowi życia stomików, Pani Bożena Kralka i Pan Ryszard Lisek z Oddziału Katowice, szacowni organizatorzy i gospodarze obchodów 10-lecia Oddziału Pol-Ilko, którzy z radością w oczach i niesamowitym ciepłem przyjmują nowych niedowiarków oraz wszyscy uczestnicy katowickich obchodów.

Na dowód przesyłam kilka zdjęć...

Magdalena Pogódź, Zamość - ta dziś wdzięczna kiedyś sceptyczna 28 latka 🙂

Katowice, 1.10.2008 r.